środa, 12 czerwca 2013

,, Bez uczuć '' część 1

Dzień doberek! Dzisiaj postanowiłam, że prześlę wam pierwszą cześć mojego opowiadania, które piszę już co jakiś czas od paru miesięcy. Co prawda nie mam tego za dużo, ale niedługo wakacje i coś się ogarnie ;) Dobra nie będę was zanudzać. Życzę wam wszystkim miłego dnia.  Oto opowiadanie;


Nadszedł czas. Z wielkim lękiem spojrzałam w dół na niebieską, ciemną powierzchnie lodowatej wody. Byłam w tej chwili prawdopodobnie najbardziej zdesperowanym człowiekiem na świecie. Cała rozdygotana z zimnego powietrza. Pomimo tego, iż był październik dawały się w znaki oznaki zimy. Nie zwracałam na to uwagi. Niewiele mnie już to obchodziło. Nie po tym wszystkim, co przeżyłam. Pozostało mi kilka nic nie wartych minut życia. Życia, którego nigdy nie chciałam mieć. Spojrzałam jeszcze raz w dół i uznałam, iż teraz będzie najodpowiedniejszy moment. Ruch na moście był nieliczny. A ludzie tak zajęci swoimi dziennymi sprawami, że nie zauważyli dziewczyny w roztarganych włosach stojącej na niewysokiej barierce. Wyciągnęłam nogę nad przepaść, i poczułam się dziwnie lekka. Nie czułam już nic. Mój umysł pogrążony w rozpaczy nad sobą wyłączył się zupełnie. Rozhuśtałam się jeszcze raz swoim ciałem i skoczyłam… Skok wydawał mi się dziwnie długi, nie był jak skok z trampoliny, po którym złamałam nogę, ani też skok na banjo, gdzie skakałam z kumpelami w gimnazjum. W tym skoku przypomniało mi się calusieńkie chwile, dla których skakałam. Czasy, gdy chodziłam z nim za rękę. Czasy, kiedy mnie jeszcze kochał, chociaż teraz już nawet nie wiem czy kiedykolwiek coś do mnie czuł. Wspomnienia, gdy całował, flirtował, zagadywał… Te czasy już minęły, wtedy byłam po prostu ślepo zapatrzona w ( jak to nazywałam) miłość swojego życia. Pierwsze wspomnienie dotyczyło miejsca, gdy po raz pierwszy się spotkaliśmy. Był to wykład z genetyki człowieka. Zdawaliśmy na medycynę i jakoś tak się złożyło, iż na pierwszych zajęciach usiadłam koło niego. Wykład jak to wykład zaczął nudzić nawet samego mówce po kilku minutach. Na Sali wtedy zaczęło się wielkie szemranie i kilka chrapiących odgłosów z ostatnich ławek. Spojrzał na mnie z miłym uśmieszkiem pedofila, i dziwnym głosem powiedział:
-A ty dziewczyneczko często tu przychodzisz?
Normalna dziewczyna prawdopodobnie dałabym mu niezłego plaskacza za takie odzywki. Natomiast mój rozum nie jest normalny. Parsknęłam śmiechem, wydając dziwny odgłos pasujący do dzika. Chłopak kontynuował ową ciekawą rozmowę.
- W dzisiejszych czasach, to już człowiek o nic może zapytać. Eh…
Tym razem powiedział to głosem starego dziadygi, który już ledwo żyje. Zaśmiałam się jeszcze głośniej. Profesor zerknął i pogroził trochę palcem. Nie przejęłam się. No, bo co mógłby mi zrobić? Matka i ojciec byli dobrze ustawieni i takim oto sposobem miałam zdane studia w kieszeni. Musiałam po prostu chodzić na zajęcia by mieć zaliczoną obecność.
- No dobra, koniec tych wygłupów. Jestem Karol. – Przedstawił się
-Irena.
Wyciągnął rękę. Przyjęłam oto ten przyjacielski uścisk dłoni. Wykorzystałam chwilę by mu się bliżej przyjrzeć. Brunet, w krótko przystrzyżonych włosach. Zielone oczy, w tych oczach coś było, tylko jeszcze nie potrafiłam określić. Usta miały ciepły, przyjazny kolor. Uśmiechał się. Nie był to sztuczny półuśmiech, jaki widziałam u innych chłopaków, którzy na imprezach chcieli po prostu zaliczyć jakąś babkę. Ten uśmiech był czymś, co sprawiło, iż moje serce zabiło szybciej.
- Jesteś tu nowa? Nie widziałem cię wcześniej na tych zajęciach.
-Przyjechałam jakiś tydzień temu. Na uniwerku miałam jeszcze kilka spraw do załatwienia i tak jakoś wyszło.
-Spoko. Wybacz, iż tyle pytam, ale mam taką naturę (tu kolejny miły uśmieszek).

-Przyzwyczaiłam się, w domu zawsze wypytywali mnie o różne pierdoły…

                                                        CDN.

Komentujcie to wspiera autora :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz